Dwa tygodnie temu znów zawitałem do Brukseli. Powód był taki sam, jak 2 lata temu – FOSDEM.
Czwartek, 4 lutego. Orange France i carbonnade à la flamande
Przylot
Tym razem przyleciałem tam z Markiem już w czwartek, by troszkę więcej pozwiedzać. Właściwie już sam port lotniczy w Brukseli z długą, niekończącą się seria chodników ruchomych (prowadzących do strefy odbioru bagażu) mógłby być atrakcją turystyczną. Bo jest to coś co mi się przypomina, gdy pada hasło Bruksela. Jako, że było już trochę późno – zapomnieliśmy o zwiedzaniu i zdecydowaliśmy się coś zjeść. Postanowiliśmy wspomóc się Internetem, za który niestety trzeba w naszym hotelu zapłacić.
Orange France
Może zdanie z Internetem bym sobie darował, gdyby nie jakość świadczonej usługi. W hotelu można było skorzystać z bezprzewodowego Internetu dostarczanego przez Orange France, płacąc 9,90 € za 24 godziny. Tanio to nie jest, ale niech będzie. Ciekawie było już na etapie przeglądania regulaminu usługi. Okazało się, że wymagany jest komputer klasy PC oraz przeglądarka internetowa Internet Netscape navigator 5.5 lub nowszy ewentualnie Internet Explorer 4.67 lub nowszy. Oj, chyba nie spełniam wymagań… No i nigdy nie słyszałem o czymś takim jak Internet Netscape navigator, ani nawet o Netscape Navigator w wersji 5.5 czy Internet Explorerze 4.67. Postanowiłem zaryzykować te parę euro. Dostałem login i hasło, no i jakoś to działało. Zdarzało się, że gdy połączenie padło – system przekierowywał mnie do strony logowania. Po zalogowaniu się i próbie wejścia na jakąkolwiek stronę – znów pojawiał się ekran logowania. I potem kilkanaście minut walki z ich oprogramowaniem. Marek, próbujący korzystać z sieci przez iPoda, miał jeszcze ciekawsze przygody, ale to już osobna historia. Moja zła opinia na temat firmy Orange – jeszcze bardziej się pogorszyła…
Falstaff
Gdy uporaliśmy się z Internetem – wybraliśmy miejsce na kolację – Falstaff, przy Henri Maus 19. Polecam tam genialne carbonnade à la flamande, tradycyjną potrawę belgijską – kawałki wołowej polędwicy smażone na ciemnym piwie. A to wszystko podawane oczywiście z pysznymi frytkami. Jeśli dodamy do tego wspaniałe piwo Leffe, to właściwie czwartkowe zwiedzanie można zakończyć :-).
Piątek, 5 lutego. Atomium
Na ten dzień zaplanowaliśmy zobaczyć coś ciekawego w tym mieście. Wybór padł na Atiomium, ponad 100-metrowej wysokości budowlę, składająca się z dziewięciu połączonych ze sobą sfer, będąca powiększeniem kryształku żelaza. Budowla powstała na Expo ’58 i – podobnie jak wieża Eiffla – miała być po zakończeniu wystawy rozebrana. Stała się jednak tak popularna, że zdecydowano się ją zostawić, dzięki czemu można ją zwiedzać do dziś.
Do najwyżej położonej sfery, gdzie jest punkt widokowy, można dostać się windą (w tamtych latach najszybszą na świecie), a potem porusza się po obiekcie schodami – głownie ruchomymi. W środku znajduje się wystawa poświęcona Expo ’58, restauracja i snack bar. Wspominam o tym snack barze nie bez przyczyny – mają tam takie same krzesła, jakie były prezentowane na wspomnianej wystawie. Te (a przynajmniej podobne do nich) ponadczasowe krzesła można kupić obecnie w sklepach. Ciekawe, czy wtedy wydawały się ludziom futurystyczne…
Chcieliśmy potem zwiedzić Mini-Europe, która jest obok, ale była niestety zamknięta. Zjedliśmy w Le 7ieme Art (polecam gyros), potem pognaliśmy zobaczyć siedzibę Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego i dzień zwiedzania się skończył.
Sobota, 6 lutego. FOSDEM, dzień pierwszy
FOSDEM dance
No i nadszedł dzień FOSDEM-u. Ponad 5000 geeków, ponad 200 wykładów, 2 dni, 0 € (jak głosi FOSDEM-owa gazetka) i dziesiąta taka impreza z rzędu. Zaczęło się od FOSDEM dance, który tym razem został odtańczony nie przez prowadzących, a przez wszystkich obecnych na sali (ze mną włącznie).
Pada sieć
Pierwszy keynote – Promoting Open Source Methods at a Large Company. Niestety się zawiodłem. Brooks Davis z Aerospace nie pokazywał żadnych slajdów, ani nie miał dobrego kontaktu z publicznością. To spowodowało, że wykład był bardzo monotonny i trudno było go słuchać. No i po chwili nie wytrzymywały routery bezprzewodowe, bo wszyscy wyciągnęli laptopy, telefony i wszystko co łączy się z Internetem.
Evil on the Internet
Drugi keynote był już zdecydowanie ciekawszy. Prezentujący: Richard Clayton, temat: Evil on the Internet. To już było zdecydowanie lepsze. Facet mówił na temat phishingu, ofert pracy służących praniu brudnych pieniędzy, fałszywych bankach i tym podobnych. Pokazywał jak w prosty sposób, używając narzędzi Google, łatwo zweryfikować z czym mamy do czynienia. Najbardziej widowiskowe (a równocześnie proste i oczywiste) było chyba użycie Google Street View, gdzie pokazał, że pod adresem banku – podanym na stronie tegoż banku – nic nie ma.
Na co Google wydaje dużo pieniędzy
Potem przenieśliśmy się wszyscy do dev-roomów. Tym razem nie miałem takiego problemu, jak dwa lata temu (kilka interesujących wykładów w tym samym czasie) i zdecydowałem się spędzić czas w pokoju mozillowym.
Wspomnę o kilku wykładach, a raczej o tym, co pamiętam po dwóch tygodniach :-).
Tristan Nitot we wstępie mówił m.in. o ballot screen i o tym jak się do tego przygotowuje Google (dziesiątki milionów dolarów wydanych na reklamę) i Mozilla.
Apple dziś jak AT&T w latach ’50
Dość ciekawy był wykład Hackability, który prezentował Tristan i Paul Rouget. Tak w wielkim skrócie było to przeciwstawienie sobie dwóch różnych podejść do technologii przez dostawców sprzętu i oprogramowania. Z jednej strony mamy do czynienia z polityką zamkniętą, gdzie użytkownik sprzętu czy oprogramowania nic lub niewiele może zrobić, poza tym, na co pozwoli mu producent. Tristan wspomniał o firmie telekomunikacyjnej AT&T, która jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku zabraniała wpinania do jej sieci jakiegokolwiek sprzętu, który nie był przez tę firmę sprzedawany. Bo niby takie niesprzedawane przez nich urządzenie może im popsuć coś w sieci. Wyobrażacie sobie, że rodzima tepsa mówi Wam, że możecie używać tylko aparatów przez nich sprzedawanych? Niewiele się to różni od polityki firmy Apple stosowanej w przypadku iPhone’a (wspomnianego w wykładzie)… Z drugiej strony polityka otwarta – Wikipedia, wolne i otwarte oprogramowanie itp. – dzięki której użytkownik może o wiele więcej. I tutaj Paul zademonstrował możliwości jakie nam daje nam HTML5, otwarty standard.
HTML5
Ogromne tłumy zgromadziła prezentacja Roberta Nymana – HTML5. Części nie udało się nawet dostać na salę… Prezentacja była tak dobrze przygotowana i poprowadzona, że nawet ktoś kto bardzo interesuje się HTML5 i wie na ten temat dużo – na pewno się nie nudził. Robert mówił o tym, jak do tego wszystkiego doszło, jakie są cechy HTML5, z jakimi problemami się spotykamy i jak je rozwiązywać. Jak można się domyślić problemem jest produkt jednego z graczy na rynku przeglądarek, porównany tutaj do Dartha Vadera.
Po tej prezentacji Paul znowu pokazał kilka demonstracji wykorzystujących HTML5, otwarte formaty wideo, SVG, WebGL i połączenie tego wszystkiego.
Laser tag i kręgle
Wieczorem w Crosby Mozilla zorganizowała kolację i zadbała o trochę rozrywki. Po kolacji udaliśmy się na partyjkę w laser tag, a później zagraliśmy w kręgle.
Niedziela, 7 lutego. FOSDEM, dzień drugi
Fennec na iPhone’a
W niedzielę Mark Finkle mówił o mobilnej wersji Firefoksa na różne systemy. I z tego co pamiętam jedynym liczącym się systemem, który nie będzie wspierany przez Mozillę jest w tej chwili iPhone OS (jak można się domyślać ze względu na politykę firmy Apple).
Kobiety w Mozilli i trudności językowe
Alix Cazenave i Delphine Lebédel mówiły o udziale kobiet w projektach mozillowych, a Pike (który – jak się okazało dzień wcześniej – nieźle gra w kręgle) o L20n tłumacząc audytorium problemy lokalizacyjne na przykładzie języka polskiego.
Jetpack i Drumbeat
Gandalf mówił o Jetpacku, a Mark Surman i Alina Mierlus o planach, związanych z projektem Drumbeat w Europie. Nie były to ostatnie prezentacje, ale po nich musieliśmy niestety udać się na samolot.
Taka jedna uwaga na koniec. Gdzieś przeczytałem, że w Brukseli co druga napotkana osoba mówi po angielsku, a co trzecia po polsku. Hmmm… nie wiem, czy nie jest odwrotnie ;-).