Dzisiaj wreszcie dostałem pocztą nową „Machinę” (numer zerowy). O reaktywacji tego czasopisma jest już głośno za sprawą świetnej, ale – jak się okazało – kontrowersyjnej okładki. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to wygrzebałem z szafy jedyny numer „Machiny”, jaki mi pozostał – numer pierwszy z kwietnia 1996 roku. Ten z Kukizem i błędem ortograficznym na okładce. Jakoś nie mogłem się obejść bez porównania starej wersji z nową.
Dziesięć lat temu pojawiło się pismo, na jakie czekałem – „najlepszy magazyn nie tylko o muzyce”. O tym, że kupię następny numer wiedziałem już po przeczytaniu „Teorii Machiny” – paru słów wstępu napisanych przez naczelnego do czytelników. W ówczesnych czasach był wybór: zdziecinniały „Popcorn” albo cięższe: „Tylko Rock”, „Metal Hammer” czy „Brum”. I nagle niespodzianka: pismo, które mówiło do mnie nowym, zupełnie innym językiem, miało przejrzysty layout, nawet format był większy niż u wszystkich tutaj wymienionych. Świetne wywiady, recenzje i feleton Antoniego Piekuta. Z tego co pamiętam okazało się, że w Polsce nie ma zbyt wielu ludzi, którzy chcą czytać właśnie coś takiego i w dziewiątym (chyba) numerze nastąpiły zmiany. Dzięki temu magazyn utrzymał się na rynku, choć stracił trochę charakter. Trudno. Prawa rynku. Potem były płyty o niespotykanym gdzie indziej klimacie, dołączane do każdego numeru. Był „Machinoplan” (przewodnik po knajpach) i blachy dla należących do „Klubu Machiny”. Gdzieś w 2000 roku przestali dołączać płyty, popłynęli w stronę Popcornu i przestałem ich kupować.
Informacja o wznowieniu wydawania pewnie nie zrobiłaby na mnie wrażenia, gdybym nie przeczytał kto będzie naczelnym. Metz. Piotr Metz – kiedyś szef muzyczny RMF-u, ostatnio słyszany w Trójce – człowiek, o którym ktoś powiedział, że jest młodszy niż jego syn :). Zamówiłem zerowy numer i właśnie mam go przed sobą.
Niestety nie jest to już ta stara dobra „Machina”. Choć jest na tyle dobrze, że pierwszy numer kupię. Dwie rzeczy mi się nie podobają. Felieton Chylińskiej wypada blado przy tym co serwował na początku Piekut. I recenzje. W pełni zgadzam się z jednym z forumowiczów na stronie magazynu, który napisał:
„Recenzje” płyt – to nie są recenzje – to jakieś popierdułki rodem prosto z kolorowych pisemek dla 13-latków
Ktoś, kto czytał stare recenzje – zrozumie w czym rzecz. Czekam na pierwszy numer.