Kategorie
IT ja jakość strony internetowe webmasterka

Pierwsze wrażenia z Hiszpanii

Od ubiegłego poniedziałku spędzam swój urlop w Hiszpanii, czas opisać pierwsze wrażenia. Będzie o hiszpańskich autobusach, autostradach, o znajomości języków, o branży IT, o jedzeniu, piciu i zabytkach.

  1. Znajomość języków obcych
  2. Hiszpanie znają każdy język obcy, pod warunkiem, że jest to hiszpański. Tyle słyszałem przed przyjazdem. W Madrycie trzeba było kupić bilety na autobus do Salamanki. Poprosiłem więc o dos billetes a Salamanca para el proximo autobús w kasie biletowej. Niestety pan w kasie postanowił o coś zapytać i plan kupienia biletów używając hiszpańskiego się rozsypał. Na szczęście okazało się, że facet mówi po angielsku (to był miły wyjątek), więc poszło łatwo.

    Zauważyłem, że najlepiej nie pytać Hiszpanów czy mówią po angielsku, tylko od razu mówić do nich w tym języku. Często jest tak, że zrozumieją, ale odpowiedzą po hiszpańsku. Dlatego przydaje się – choćby mierna – znajomość podstaw hiszpańskiego.

  3. Autobusy
  4. Zawsze, kiedy tylko miałem wybór, wolałem podróżować pociągami zamiast autobusami. Mój punkt widzenia zmienił się troszkę w ostatni poniedziałek, kiedy przejechałem się z Madrytu do Salamanki autobusem firmy Auto Res. Autobus z zewnątrz wyglądał standardowo, ale najważniejsze było to, co w środku. Wygodne, miękkie, regulowane skórzane fotele, każdy z osobnymi podłokietnikami, możliwość wpięcia słuchawek obok fotela i słuchania jednej ze stacji radiowych (skorzystałem) i dużo miejsca na nogi. I co najważniejsze: nie cztery (jak we wszystkich autobusach, którymi jechałem), a trzy miejsca w rzędzie. Dzięki temu wspomniane fotele mogły być szerokie. Przejechanie z Madrytu do Salamanki (ponad 200 km) kosztuje 17,40 € (ok. 60 zł przy obecnym kursie) i zajmuje 2,5 godziny. Większość trasy jedzie się czteropasmową autostradą. To naprawdę była przyjemna podróż.

  5. Strony internetowe
  6. Polscy informatycy mogliby robić w tym kraju karierę. Może mam pecha i trafiam akurat na różne dziwactwa, ale jeśli tak tutaj wyglądają i działają wszystkie strony internetowe, to jest katastrofa. Opiszę tu tylko kilka przypadków, bo różne przeszkody spotykałem na każdym kroku. Zacząłem się nawet przyzwyczajać do hiszpańskojęzycznych komunikatów „Nie znaleziono” i „Strona w budowie”, bo spotykałem je niemal wszędzie. Zacznijmy od wspomnianej ww. firmy, tej ze wspaniałymi autobusami. Ta firma ma akurat stronę, do której najmniej można się przyczepić, ale od niej zaczęła się moja przygoda z hiszpańskim Internetem. Wspomnę tylko krótko. Rozkład jazdy wykonany we Flashu:

    Rozkład jazdy - formularz wykonany we Flashu

    Działa to tak – wybieramy miejsce skąd odjeżdżamy, system wyszukuje w bazie danych i wstawia wszystkie kierunki, do których można dojechać w pole Destination, uzupełniamy resztę i mamy rozkład. Udało mi się tym wyszukać połączenie z Madrytu do Salamanki, ale z Salamanki do Zamory było już gorzej – w końcu się poddałem, bo system odmawiał współpracy. Twierdził, że źle wybrałem taryfę albo że nie ma takiego połączenia. Niezależnie od daty i taryfy (próbowałem wiele razy). Na tych stronach też udało mi się trafić na No se encuentra la página, kiedy szukałem informacji o ich wspaniałych autobusach. Postanowiłem zerknąć na stronę firmy Samar. Pojawiło się prymitywne flashowe intro. Poczekałem chwilkę i…

    Nie znaleziono strony - Samar

    Strona główna dużego przewoźnika się nie wyświetla. I nie jest to czasowe, sprawdzałem w odstępie kilku dni. OK, poszukałem innego przewoźnika. W Hiszpanii działa również Eurolines. Przeszedłem na stronę z rezerwacją online i zobaczyłem ładny komunikat:

    Lista wymagań, by skorzystać z rozkładu - strona wymaga m.in. Javy Microsoftu

    Ładne wymagania, prawda? W pierwszej chwili pomyślałem, że wystarczy, że zamienię na chwilę Firefoksa na Internet Explorera, ale okazało się, że jeśli klikniemy na Iniciar reserva, to nie wiele zdziałamy bez Javy Microsoftu, której sam Microsoft już nie udostępnia… A bez tego serwis nie działa w żadnej przeglądarce.

    To może jakiś mniejszy przewoźnik, np. Autobuses García?

    Strona firmy Autobuses García - obracający się znak robotów drogowych z podpisem Página en Construcción (strona w budowie)

    Może jednak nie…

    No dobra. Wybieram się do Barcelony. Postanowiłem poszukać biletów na superszybką kolej. No i…

    Nie udało się nawiązać bezpiecznego połączenia (w1.renfe.es używa nieprawidłowego certyfikatu bezpieczeństwa)

    Dodałem wyjątek bezpieczeństwa, ale potem zaczęły się inne problemy. Firefox zablokował mi pop-upa, który miał się pojawić po wpisaniu numeru karty kredytowej i kliknięciu przycisku Purchase (albo coś w tym rodzaju). Pozwoliłem stronie otwierać pop-upy, ale problem się nie skończył. Nic się nie działo, więc ponownie kliknąłem na Purchase, otrzymałem po hiszpańsku komunikat mówiący, że dane są przetwarzane. Hmm… Odświeżyć stronę czy nie? Jeśli to zrobię to czy nie kupię kolejnych biletów ponownie? Zaryzykowałem. Zobaczyłem blokowane wcześniej wyskakujące okno. To było zapytanie o numer CVV karty płatniczej. Uff… Podałem. Coś tam się ładowało, ładowało i:

    Komunikat: Error in the operation... The process cannot continue right now. We apologise for any incovenience (G001)

    Mam nadzieję, że za to nie zapłaciłem… Bilety udało się w końcu kupić, używając innej karty.

    I tak dalej, i tak dalej…

  7. Salamanka, Ávila, El Escorial i Valle de los Caídos
  8. Mająca 22 stulecia Salamanka jest piękna. Wszechobecny piaskowiec robi niesamowite wrażenie. Chodzi się po mieście i widzi się wszystko w tym samym złocistym kolorze. O zabytkach nie zamierzam się rozpisywać, bo właściwie mógłbym pisać tylko o tym. Wspomnę tylko o jednej budowli.

    Czymś, co wywołało mój największy podziw jest budowana ponad 200 lat Catedral Nueva.

    Catedral Nueva, widok z zewnątrz

    Katedra jest ogromna. Wszystko wspiera się na 40 gigantycznych filarach, prawie tylu samu przyporach. Po wejściu do środka człowiek jest tylko malutkim stworzonkiem.

    Coś, co mnie zaciekawiło, a o czym pewnie nie piszą przewodniki jest sygnalizacja świetlna dla pieszych. Zielone światło przedstawia animowanego, idącego człowieczka (a nie statyczny obraz, jak w typowej sygnalizacji), wtedy też wyświetla się czas (w sekundach), przez jaki będzie się paliło to światło. Dodatkowo, na niektórych skrzyżowaniach montowane są malutkie podłużne światełka w krawężniku chodnika. Szkoda, że jeszcze nie gada, jak ta sygnalizacja w Legnicy.

    W Ávili mają chyba jakąś nowszą wersję tej sygnalizacji. Gdy zielone światło będzie paliło się jeszcze tylko 5 sekund – animacja się zmienia – zielony, idący sobie człowieczek, zaczyna biegnąć. Naprawdę zabawnie to wygląda. Samo miasto słynie z murów obronnych, które otaczają całą część starej części miasta i katedry wbudowanej w te stare (budowane od 1090 roku) mury.

    O El Escorial wspomnę tylko, że jest tam do zobaczenia zamek z pięknym ogrodem.

    Valle de los Caídos – dolina poległych, gigantyczne mauzoleum, upamiętniające ofiary wojny domowej w Hiszpanii w latach czerdziestych ubiegłego stulecia, szkoda, że w środku nie można robić zdjęć. Wyglądem przypomina to ogromny hangar wykuty w skale i robi niesamowite wrażnie. Po więcej informacji odsyłam do polskiej i angielskiej Wikipedii.

  9. Jedzenie i picie
  10. Jeśli chodzi o jedzenie, to miałem pewne obawy, po tym co podano do jedzenia w Spanair (okropne sandwiche). Na szczęście obawy się nie potwierdziły. Kilka ciekawostek. Pierwszego dnia spróbowałem nie lokalnego, a chińskiego jedzenia. Szokiem była dla mnie cena. Każdy składnik dania podano na osobnym talerzu, zresztą na jednym by się nie zmieściło, bo było tego dużo. Kurczak z migdałami, pyszna sałatka, ryż. Do tego lampka wina i deser owocowy Macedonia (małe kawałeczki brzoskwinii z czymśtam). To wszystko kosztowało zalednie 5,45 € (czyli trochę ponad 18 zł).

    Z hiszpańskich ciekawostek, to najchętniej zaimportowałbym do Krakowa dwie rzeczy. Pierwsza to tapas. To takie malutkie ciepłe przekąski, najczęściej bułeczki (właściwie pół bułeczki) z zapiekaną szyneczką, bekonem, serem, występujące w różnych odmianach. Można też spotkać wersję z niespodzianką – nadzienie jest ukryte wewnątrz bułeczki – żeby dowiedzieć się z czym jest trzeba ją przegryźć. Podają to jako przekąskę np. do piwa. Ja spróbowałem tego w El Colonial, jako dodatek do hiszpańskiego napoju alkoholowego – sangrii.

    Jest jednak coś lepszego. Pewnego wieczoru zajrzeliśmy do Bar el Montadito na Calle de Van Dyck. Nietypowy jest już sam sposób zamawiania. Siada się przy stoliku, bierze kartę z menu i wpisuje się obok liczbę zamawianych rzeczy, dopisuje się swoje imię i podchodzi się z tą kartką do baru, płaci się i czeka. Gdy wszystko jest gotowe z głośników w lokalu dobiega imię, które wpisaliśmy na kartce. Podchodzi się do baru, odbiera zamówione pyszności i zaczyna się jeść. Specjalnością jest pincho moruno, pyszne grillowane, dobrze doprawione szaszłyki, dobre jak kiełbaski pod Halą Targową w Krakowie, poza tym patatas bravas – zapiekane ziemniaczki z dwoma rodzajami sosu – a także montaditos, bułeczki z mięsem (choć nie tylko) i serem, takie większe tapas. Po prostu przepyszne. Do tego wszystkiego zamówiłem lane piwo z napojem cytrynowym (to jest naprawdę niezłe).

  11. Pogoda
  12. W rejonie Kastylii w zeszłym tygodniu strasznie lało i było strasznie zimno. Zimniej niż w Krakowie. Wstępna prognoza na poprzednią niedzielną noc mówiła nawet o -3°C (!), na szczęście się to trochę zmieniło. W ogóle trzeba tutaj uważać jak się ubiera. Bardzo przydaje się szalik. Nawet, gdy świeci słońce i jest ponad 20°C warto ten szalik ze sobą zabrać. Idzie się ulicą, jest gorąco, nagle po przejściu 50m słońce gdzieś znika i wieje zimny wiatr, po kolejnych 50m znów grzeje słońce itd. Łatwo się przeziębić w taką pogodę.

Kategorie
Aviary.pl dzieje się IT Mozilla Sunbird

FOSDEM 2008 zakończony

Wczoraj wróciłem z Brukseli z tegorocznego FOSDEM-u. Podczas tamtych czterech dni pobytu (z czego dwa na FOSDEM-ie) nie miałem czasu, by opisać co się tam działo, więc czas nadrobić zaległości.

Piątek, 22 lutego. Pierwsze wrażenia z Brukseli

Zaraz po przylocie, razem z Markiem i Rafałem, udaliśmy się do hotelu. Przyznam, że gdy widziałem wcześniej amatorsko zrobioną stronę internetową tegoż hotelu, nie wiedziałem co tam zastanę. Na szczęście pierwsze kilkanaście minut pobytu rozwiało moje wątpliwości.

Nie odpoczywaliśmy tak długo – wyruszyliśmy coś zjeść. I tutaj pojawił się problem. Dochodziła powoli godzina osiemnasta, udaliśmy się na poszukiwanie restauracji w okolicach Sint-Katelijneplein (Place Sainte-Catherine). W okolicach tego placu było ich dużo, ale ku naszemu zdziwieniu prawie wszystkie zamknięte. Żaden z nas nie przypuszczał, że trwa popołudniowa sjesta… W Belgii? Hmm… O 18 zaczęto otwierać restauracje, wybraliśmy La Boussole przy Brandhoutkaai (Quai Au Bois A Bruller) 61.

La Boussole Brasserie

Dobry klimat, rodzinna atmosfera, miła obsługa. Polecam grillowany stek z pysznymi (nie takimi jak w fast foodach) frytkami. Oczywiście, jak to w krajach Beneluksu – z majonezem.

Sobota, 23 lutego. Sauna na FOSDEM-ie. Kręgle na imprezie urodzinowej

Rano razem z Adrianem dojechaliśmy do kampusu Université Libre de Bruxelles przy Avenue Franklin Roosevelt 50. Chwilę po 10 rozpoczął się FOSDEM 2008. Po powitaniu rozpoczęły się wykłady. Rozpoczęła ekipa z Hollywood: Robin Rowe i Gabrielle PanteraTux with Shades, Linux in Hollywood. Było o tym, że Linux jest powszechnie wykorzystywany przez wytwórnie filmowe. Co ciekawe Windows i Mac OS w Hollywood są systemami niszowymi… Największe brawa dostali jednak jednak nie wykładowcy po zakończeniu, a człowiek, który odważył się zapytać jak to uwielbienie dla Linuksa ma się do tych wszystkich divixów, do polityki prowadzonej przez wytwórnie filmowe (niby czerpią z open source, a z drugiej strony wprowadzają np. Blu-ray, z którym jest pewien problem). Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o…

Potem Robert Watson z szybkością karabinu maszynowego opowiedział, jak zarządzane jest FreeBSD, a Pieter Hintjens opowiedział o boju – toczonym głównie w Europie – przeciwko patentowaniu oprogramowania.

Później chwila przerwy na coś do zjedzenia i rozpoczęły się wykłady równocześnie w kilkunastu salach. Ja miałem ten sam problem, co Gandalf – interesujące wykłady w dwóch miejscach na raz.  Wybrałem salę mozillową i nie zmieniałem tego aż do końca. Nie było to łatwe, bo wspomniana sala nie mieściła wszystkich chętnych, nie miała (zresztą chyba żadna nie miała) klimatyzacji. Nie miała okien, nie widziałem też żadnej wentylacji, a drzwi do niej były niemal pancerne. Efekt: po kilku godzinach ktoś to skomentował, pisząc kredą na tablicy:

Napis kredą na tablicy: Welcome to fosdem.mozilla.org

Naprawdę. Gotowaliśmy się tam.

To może tak w skrócie o czym się tam mówiło w sobotę.

Dan Mills opowiedział o Mozilla Labs Weave – projekcie, którego celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której bez względu na to, na którym komputerze korzystasz z Firefoksa – masz dostęp do swoich zakładek, historii odwiedzanych stron itp. i możesz (jeśli chcesz) łatwo udostępniać te dane znajomym.

Martin Schröder i Philipp Kewisch opowiedzieli o projekcie Calendar. Potwierdzili to, co widzą wszyscy, którzy zetknęli się z tym projektem – brakuje nam deweloperów. Wspomnieli też o tym, że Lightning będzie zintegrowany z Thunderbirdem 3 (a nie tak jak teraz, kiedy jest dostępny jako osobne rozszerzenie). O Thunderbirdzie mówił głównie Chris Hofmann. Wspomniał o starannym kompletowaniu zespołu Mozilla Messaging, o lepszej integracji Thunderbirda z webową stroną sieci (chodzi np. o to, by instalowanie dodatków było w Tb prostsze).

Mike Schroepfer opowiedział m.in. jakie są najpopularniejsze wersje językowe i z jakich krajów pochodzi najwięcej użytkowników Firefoksa. I co się okazało? Więcej użytkowników niż w Polsce (4% wszystkich użytkowników Firefoksa mieszka w naszym kraju) Firefox ma tylko w Stanach Zjednoczonych (29%), Niemczech (13%) i Francji (6%). Więcej informacji na jego blogu. Jeśli spojrzeć na popularność wersji językowych Firefoksa to dane wyglądają następująco (zdjęcie: Martin Creutziger):

Mike Schroepfer pokazuje wykres tortowy. Najwięcej użytkowników używa wersji w języku: angielskim: 53%, niemieckim: 13%, francuskim: 7%, hiszpańskim: 4%, polskim: 4%.

Najwięcej użytkowników używa wersji w języku: angielskim: 53%, niemieckim: 13%, francuskim: 7%, hiszpańskim: 4%, polskim: 4%. To nie jedyny polski akcent w tamtych dniach. David Tenser, który mówił o projekcie SUMO  (serwis ze wsparciem dla użytkowników Firefoksa), pokazał – jako przykład dobrze prowadzonego supportu – dwie strony, którymi opiekują się lokalne społeczności – francuską Geckozone i polską MozillaPL.org. Tak na marginesie – zaraz po rozpoczęciu wykładów w sali mozillowej, gdy wszyscy się przedstawiali i przyszła kolej na Davida – ten wstał i powiedział, że pracuje dla… Microsoftu, czym wywołał salwę śmiechu 🙂 Największe brawa w tej sali zebrał człowiek w żółtej koszulce FOSDEM Staff, który przyszedł po cichu w czasie wykładu Davida, zmazał wspomniane sauna.fosdem.org i napisał, że jutro wykłady zostały przeniesione do innej (w domyśle lepszej) sali. David nawet zgłupiał na moment, bo nie zauważył w pierwszej chwili tego człowieka i myślał, że brawa są dla niego 🙂

Poznaliśmy też Pawła Sołygę, który pracuje nad OpenTouch. Dosiadł się do nas przypadkiem, a zorientował się, że ma do czynienia z Polakami, dopiero gdy zobaczył u Marka na ekranie laptopa jakiś polski element (nie pamiętam co to było).

Wieczorem w Crosly Bowling świętowaliśmy 10 urodziny Mozilli. Mnóstwo pysznego jedzenia, piwa, wina. Był szampan, torcik, specjalne urodzinowe koszulki, no i oczywiście gra w kręgle. Oj, tak dobrze mi się jeszcze nie grało – 5 strike’ów w jednej z partii, w tym Turkey (3 razy pod rząd).

Niedziela, 24 lutego. Wykład Staszka i krótkie zwiedzanie miasta

Trzecim polskim akcentem był wykład naszego człowieka Staszka Małolepszego (pomagali mu: Seth Bindernagel i Pascal Chevrel) o ankiecie przeprowadzonej przez Mozilla Europe wśród społeczności. Nie będę się o tym rozpisywał – Staszek niedługo sam coś o tym napisze.

Z takich ciekawszych rzeczy – Robert Kaiser opowiedział głównie o problemach jakie napotyka SeaMonkey, jako projekt.  Wiele problemów wynika z cyklu produkcyjnego Firefoksa (SeaMonkey, jako projekt korzystający z toolkitu, części wspólnej dla Firefoksa, Thunderbirda i innych jest zależne od tego, co się dzieje w Firefoksie). Wspomniał o bug bounties, czyli nagrodach za rozwiązanie jakiegoś buga – do tych najlepiej płatnych bugów nikt nie chce podejść (oj, znamy coś podobnego w Aviary.pl, znamy). Poza tym mówił o dyskryminacji przeglądarek – o tym, że dawne only works with MSIE 4+ or Netscape 4+ zmieniło się na only works with MSIE 6+ or Firefox 1.5+.

Ostatni wykładowca, o którym chcę wspomnieć, to Christian Sejersen mający wykład Mozilla Mobile na pytanie kogoś z sali, odnośnie Minimo, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: Minimo is dead, po czym pytający (chyba) wypomniał mu bardzo niemarketingową odpowiedź, co wszystkich rozbawiło 🙂 Tak – projekt Minimo został zamknięty, a na bazie doświadczeń rozwija się Mozilla Mobile.

Wieczorem wybrałem się z Markiem pochodzić po mieście. Właściwie interesowały mnie dwa miejsca – Manneken Pis:

Manneken Pis (siusiający chłopiec)

i piękny Grote-Markt (Grand-Place), przy którym zjedliśmy kolację w restauracji o ciekawym wystroju – Le Roy d’Espagne. Jedzenie dobre, ale następnym razem wybiorę coś bardziej oryginalnego niż Waterzooi de poulet (gotowany kurczak).

Poniedziałek, 25 lutego. Powrót

Na lotnisku w Brukseli spotkaliśmy Maćka Kolbusza, głównego dewelopera Wir3D, który opowiadał o tym na FOSDEM-ie. Może jeszcze dodam, że w Brukseli nietrudno było natknąć się na język polski. Jedna z pań podających herbatę w hotelu mówiła po polsku, spotkaliśmy też w centrum miasta dwie grupy polskojęzycznych osób. Bez przygód dotarliśmy do Krakowa.