Kategorie
IT przeglądarki internetowe strony internetowe webmasterka

Czekałem na to 16 lat, czyli historia o tym, jak szybko działa Microsoft

Czekałem 16 lat na to, aż Microsoft wyda przeglądarkę internetową, która potrafi w pełni wyświetlić strony systemu statystyk internetowych „Orwell Stat”.

Będzie trochę dla pasjonatów standardów sieciowych, przeglądarek internetowych, programistów serwisów internetowych, ludzi pamiętających czasy „sprzed Firefoksa” i tych, którzy chcieliby się dowiedzieć jak to wtedy było.

Cofnijmy się trochę w czasie.

Październik 2003

Forum MozillaPL.org

Przypadkiem odkrywam forum MozillaPL.org i sekcję dotyczącą standardów sieciowych. Choć to nie pierwsze moje zetknięcie ze standardami sieciowymi, to pierwszy raz dociera do mnie, jak jest to ważne i zaczynam rozumieć całą koncepcję za tym stojącą. Będzie to później miało duże znaczenie.

Wybór tematu pracy dyplomowej

Będąc na ostatnim roku studiów, wybieram temat pracy dyplomowej – będzie nim system zbierający ruch na witrynach internetowych. I to właściwie kolejny przypadek. Istniejące wtedy na rynku systemy bardzo słabo radzą sobie z rozpoznawaniem przeglądarek internetowych. Najlepszy jest system firmy Gemius, który wykrywa ich aż… 6. Mam własną stronę internetową i sam chciałbym rozpoznawać wszystko, co się tylko da. Stworzenie tego typu systemu sugeruje mój promotor (co za zbieg okoliczności!), choć niekonieczne ma takie same cele. Tak powstaje System statystyk internetowych „Orwell Stat”. Nazwę, jak można się domyśleć, biorę od nazwiska twórcy książki Rok 1984 George’a Orwella. System, który zbiera dane o użytkownikach wchodzących na strony nasuwa mi takie skojarzenia.

Rynek przeglądarek internetowych

To, jak wygląda rynek przeglądarek internetowych najlepiej wyjaśni prosty wykres.

Wykres kołowy: Internet Explorer: 96%, inni: 4%

Najnowszą i najbardziej popularną wersję Internet Explorera jest wersja 6 – 60% rynku – i wersja 5 – 34% (Gemius, dane od 30.09 do 6.10.2013). Są to czasy, gdy Microsoft, po latach szybkiego rozwoju i wpakowaniu w ten projekt mnóstwa pieniędzy, uznał, że wygrał i rozwój tej przeglądarki został gwałtownie spowolniony. Wśród twórców stron internetowych, którzy znają (ówczesną) specyfikację HTML (4.01), czy CSS, jest to produkt powszechnie znienawidzony z powodu niepodążania za standardami, a w niektórych sytuacjach dość nieprzewidywalnego zachowania.

Kwiecień 2004

Klarują się wymagania techniczne

Gdy najważniejsza część systemu (czyli silnik zbierający i rozpoznający oprogramowanie) już działa, zabieram się za przygotowanie strony internetowej. Stawiam sobie następujące cele, jakie strona ma spełniać:

  • ma używać najnowszych standardów – XHTML 1.1, CSS 2.1 i SVG 1.1
  • ma być wygodna w obsłudze przez osoby z niepełnosprawnościami
  • do wyrenderowania strony nie będzie używany JavaScript
  • przyjmowanie ciasteczek ma być opcjonalne
  • treść ma być dostępna dla każdej przeglądarki internetowej obsługującej protokół HTTP 1.1 (czyli każdej poza tymi pierwszymi: Mosaic, Netscape Navigator 1, Internet Explorer 1 i 2)

Ten ostatni warunek mógłby brzmieć:

  • treść ma być dostępna dla każdej przeglądarki internetowej obsługującej protokół HTTP 1.0 (czyli każdej)

tylko musiałbym wtedy – specjalnie dla tej strony – wykupić adres IP u mojej firmy hostingowej, czego nie chcę robić.

W tamtych czasach większość webmasterów powiedziałaby, że stworzenie czegoś takiego jest niemożliwe. Obawiam się, że i dzisiaj spora grupa może tak twierdzić. Inną sprawą jest, że przy tak postawionych wymaganiach strona nie mogła wszędzie wyglądać identycznie. A powody były zupełnie prozaiczne. Weźmy np. Netscape Navigator 2. W chwili jego wydania nie istniał żaden ze standardów, który postanowiłem użyć… Brzmi jak ciekawe wyzwanie, prawda?

Wrzesień 2004

Projekt zostaje ukończony.

  • Strona może być przeglądana w dowolnej przeglądarce (obsługującej HTTP 1.1).
  • Do wyświetlenia treści nie jest potrzebna obsługa JavaScript (strona w ogóle go nie używa).
  • Nie jest konieczna obsługa interfejsu graficznego (działa bardzo dobrze w przeglądarkach tekstowych).
  • Nie wymaga przyjmowania ciasteczek.
  • Jest dostępna dla osób z niepełnosprawnościami (spełnia najwyższe kryteria dostępności WAI-AAA).
  • Przeglądarka nie musi obsługiwać żadnych wtyczek (np. Flash czy Java).
  • Serwer odpytuje przeglądarkę, co ona potrafi. Gdy potrafi ona w pełni obsługiwać aplikacje XHTML 1.1 – dostaje pełną wersję z wszystkimi wodotryskami. Jeśli nie – dostaje XHTML w trybie kompatybilności, bez graficznych udogodnień.

Jest tylko malutki problemik… W dniu ukończenia projektu nie istnieje na rynku przeglądarka, która potrafi w pełni wyświetlić system Orwell Stat. Serwis jest tak napisany, że nikt (bez analizy kodu) nie domyśli się, że czegoś brakuje, bo dostęp do treści jest w pełni zapewniony.

Głównym problemem jest animowany wykres w SVG. Istnieją dwie przeglądarki na rynku, które obsługują SVG. To specjalna eksperymentalna wersja Mozilli (poprzednik dzisiejszego SeaMonkey) i eksperymentalna przeglądarka (a właściwie narzędzie do edycji stron) od W3C: Amaya. Pierwsza z nich nie obsługuje animacji, a druga kompletnie nie radzi sobie ze stylami CSS.

Ja sam, żeby sprawdzić, czy to co napisałem ma szansę zadziałać w przyszłości używam wtyczki Adobe SVG Viewer i zmieniam SVG 1.1 na 1.0.

Marzec 2005

Ukazuje się testowa wersji Opery, która obsługuje SVG, wraz z animacją. Niestety obsługa jest bardzo ograniczona (jest to SVG Tiny – specjalna uproszczona wersja SVG powstała z myślą o urządzeniach mobilnych). Żeby Opera w ogóle była w stanie wyświetlić wykres – muszę przenieść część informacji o wykresie z pliku CSS do SVG. Dzięki temu po pół roku czekania jest w końcu na rynku przeglądarka, która potrafi wszystko wyświetlić, tak, jak to sobie zaplanowałem. Super, teraz wystarczy poczekać, aż testowa wersja Opery zamieni się w finalną i pozostali dołączą do Norwegów. Ile to może potrwać? Rok? Chyba nie więcej niż dwa lata.

Kwiecień 2005

Ukazuje się Opera 8. Pierwsza finalna wersja Opery i pierwsza przeglądarka internetowa w ogóle, która natywnie potrafi w pełni wyświetlić Orwell Stat.

Luty 2009

Apple wypuszcza Safari 4.

Maj 2009

Google publikuje Chrome 2.

Marzec 2011

Mozilla wydaje Firefox 4.

Styczeń 2020

15 stycznia 2020, po niespełna 16 latach od ukazania się systemu Orwell Stat, Microsoft wydaje Edge 79. Szes-na-ście lat! Na dodatek Edge potrafi to wyświetlić tylko dlatego, że Microsoft zmienia silnik na ten używany przez Chrome’a czy Operę.

A Internet Explorer? Niekwestionowany król przeglądarek w chwili powstawania systemu statystyk? Cóż… umarł zanim taka funkcja się w nim pojawiła.

Epilog

Na koniec o tym dlaczego standardy są ważne. Orwell Stat wyświetla się nieprzerwanie od 16 lat w praktycznie każdej przeglądarce. Jedyną wymuszoną zmianą było dopasowanie się do możliwości Opery w 2005 roku. Bez tego musiałbym czekać na pierwsze efekty kilka lat dłużej.

Gdyby ktoś pytał: o ile front-end wygląda w porządku, to strona serwerowa to raczej wstydliwy temat. Za każdym razem, gdy patrzę na kod, to nasuwa mi się myśl, że nie miałem pojęcia, o tym co robię…


Kategorie
Aviary.pl IT Mozilla

Vancouver, Whistler i Mozilla Summit 2010

Od mojego powrotu z Kanady minęły trzy tygodnie, dlatego na niektóre rzeczy można już spojrzeć z dystansu i co nieco o tym napisać.

Celem wizyty była – największa jak do tej pory – impreza organizowana przez Mozillę – Mozilla Summit 2010 w Whistler, BC.  Z Aviary.pl wybraliśmy się tam 6-osobową grupą, przy czy ja i Marek przybyliśmy kilka dni wcześniej do Vancouver, żeby trochę pozwiedzać.

4 lipca 2010. Fontanny, strumyczki w 溫哥華

Zaraz po przylocie – w porcie lotniczym moją uwagę zwróciły dwie rzeczy.

Pierwsza to dobrze przemyślany wystrój portu. Wodospady, strumyczki, fontanny sprawiały, że czułem się trochę jak w dolinie w okolicach Zakopanego. Od razu człowiekowi lepiej po 15-godzinnym locie (mieliśmy awaryjne lądowanie w Keflavíku, bo jeden z pasażerów potrzebował pomocy lekarskiej). Mizernie wyglądają przy tym krakowskie Balice, lotnisko miasta, w którym mieszka o 1/3 więcej osób niż w Vancouver…

Drugą zaskakującą rzeczą były dla mnie instrukcje na lotnisku napisane w trzech językach. Po angielsku, francusku (to akurat nie dziwne – to języki urzędowe w Kanadzie) i… chińsku. Przestało mnie to dziwić, gdy dowiedziałem się, że prawie co piąty mieszkaniec tego miasta jest chińskiego pochodzenia.

Wieczorem poszliśmy zobaczyć miasto i zjeść coś dobrego. Nie za bardzo nam się to powiodło, bo jak już docieraliśmy do wcześniej wybranej restauracji, to ta okazywała się już zamknięta. W efekcie wylądowaliśmy w pizzerii. Przy czym tam pizzeria to nie jest to coś, co mają w wyobraźni Europejczycy. A bywalec krakowskiego Pomodorino mógłby przeżyć mały szok. Miejsca gdzie sprzedawano pizzę czy kebaby wyglądały obskurnie, a o czystości nikt tam nie słyszał. Klientela wpasowywała się w klimat – młodzi ludzie, niechlujnie ubrani, a często tak brudni, jakby się tarzali na ulicy. Bary mleczne w Polsce to – porównując – wyższa półka. Może mam mylne wrażenie, wyrobione na podstawie kilku lokali, ale po prostu innych z takim jedzeniem nie widziałem. A sama pizza? Przeciętna. A to wszystko przy głównej, pieszej, wyłożonej zieloną wykładziną(!) ulicy Granville…

Zielona wykładzina na Granville Street

Jeszcze jedno spostrzeżenie. Bardzo spodobała mi się numeracja ulic. Mianowicie to, że pierwsza cyfra w numerze budynku oznacza numer przecznicy. Jest to bardzo przydatne w ocenie odległości, gdzie odległości od skrzyżowań są w miarę równe. Przykładowo, gdy stoję przed budynkiem nr 430, a szukam budynku o numerze 660 przy tej samej ulicy – to wiem, że po drodze minę dwa skrzyżowania, zanim zaczną się budynki od numerach 600-699.

5 lipca 2010. Zielone ulice, wspaniały Stanley Park i wysokie kary za różne przewinienia

Następnego dnia postanowiliśmy pochodzić po Downtown. Tak, pochodzić, bo choć transport publiczny wyglądał dobrze (głównie trolejbusy i autobusy), to wszędzie było blisko. Zaczęliśmy od podziwiania widoków z wieży widokowej Harbour Centre. Ponieważ mieliśmy ograniczony czas na zwiedzanie – zdecydowaliśmy się wyruszyć do Stanley Park. Ruszyliśmy wzdłuż West Georgia Street, najważniejszej ulicy w Downtown oplecionej wieżowcami. Największe wrażenie zrobiła na mnie wszechobecna, zadbana zieleń.

Podwójny szpaler drzew na nieszerokim chodnikuCzłowiek odpoczywa obok fontanny przed budynkiem

Fontanny lub rzeźby przed co drugim budynkiem, a małe drzewka można zobaczyć na tarasach wieżowców.

Wieżowiec z kaskadowo umieszczonymi zielonymi tarasamiRzeźba zbudowana z liter przed jednym z budynków

Zielonymi pnączami oplecione są betonowe parkingi, a ogrody można spotkać nawet na dachach budynków.

Parking opleciony zielonym pnączemOgród na dachu budynku

Gdy dotarliśmy do parku jasne stało się, że nie będziemy w stanie zobaczyć go całego w ciągu jednego dnia. Całość to ponad 400 hektarów (co czyni go większym niż Central Park w Nowym Jorku), 200 kilometrów dróg i ścieżek… Pochodziliśmy zatem po nadbrzeżu, skąd świetnie widać Downtown, rzuciliśmy okiem na latarnię morską Brockton Point, pooglądaliśmy indiańskie słupy totemowe, fantastyczne Vancouver Aquarium (wciąż jestem pod wrażeniem delfinów, zobaczyć to na żywo, to jednak nie to samo, co w TV),  potem z oddali obejrzeliśmy 9 O’Clock Gun (armata wystrzeliwująca codziennie o 21).

Stanley ParkMeduza w Aquarium

Z rzeczy wartych zauważenia są jeszcze dwie rzeczy. Wiewiórki i… ławki. O wiewiórkach wspominam nie dlatego, że są jakieś szczególne, tylko dlatego, że jest ich dużo i sprawiają wrażenie przyzwyczajonych do ludzi (nie uciekają).

Wiewiórka (objada się)

Niezwykłe ławki

Bardzo ciekawe są ławki w parku (zresztą nie tylko w parku). Otóż niemal każda ławka ma sponsora. Są na nich tabliczki z krótkimi tekstami poświęconymi (prawie we wszystkich przypadkach) osobom zmarłym, niektóre utrzymane w zabawnym tonie (przykład: ławka umieszczona na nadbrzeżu, z której jest wspaniały widok – rodzina pisze, że tęskni za uśmiechem Dave’a i życzy mu miłego widoku).

Dave Fieldhouse 1941 - 2001. A loving husband & father. We miss your smile. Enjoy the view! Love, Beany, Bryce & Caley

W ten dzień mieliśmy więcej szczęścia związanego z jedzeniem i wracając nadbrzeżem trafiliśmy do restauracji Crime Lab (polecam Chicken & Chorizo Fettucini – wspaniałe!) przy 100 – 550 Denman Street.

2000$ za nieposprzątanie po psie

Warto wspomnieć jeszcze o jednej ważnej rzeczy. Vancouver jest czyste. Nie widziałem nigdzie żadnego śmiecia. Nigdzie. Potem zrozumiałem dlaczego. Gdzieniegdzie można zobaczyć tabliczki proszące ludzi, by coś robili lub czegoś nie robili. Np. Proszę posprzątać po swoim psie. Żeby nie było tak miło, jeśli ktoś nie chce słuchać takiej prośby ma od razu wypisane, na jaką karę się naraża. A kary są drakońskie. Wyrzucanie śmieci byle gdzie – do 2000$, wpuszczenie swojego psa na plac zabaw dla dzieci – do 2000$, nieposprzątanie po psie – do 2000$, itd. I na każdej tabliczce numer telefonu, gdzie zgłaszać opornych.

6 lipca 2010. Liście odciśnięte w betonie, oryginalny pastor i policja zachęcająca do kradzieży

We wtorek nie było dużo czasu na zwiedzanie bo mieliśmy jechać do Whistler. Zobaczyliśmy więc bibliotekę publiczną, gdzie najciekawszy był… chodnik przed nią. W jednym miejscu pod drzewem w betonowym chodniku wyryte były… odciski liści.

Liście wyryte w betonowym chodniku

I pomyśleć, że ze zwykłego betonowego chodnika można zrobić atrakcję…

Potem zwiedziliśmy jeszcze – mieszczącą się obok naszego hotelu – starą anglikańską katedrę – Christ Church Cathedral, gdzie najciekawszy (patrząc z polskiej perspektywy) był… pastor, a raczej jego wygląd. Z wygoloną na bokach głową i zakolczykowanymi uszami w Polsce nie miałby łatwo.

Pastor

Przed samą podróżą do Whistler dostrzegłem – już z autobusu, który miał nas tam zawieźć – ciekawą tabliczkę na której policja… zachęca do kradzieży aut. No dobra, wyjaśnię o chodzi. Treść tabliczki brzmiała mniej więcej tak: Auta-przynęty są wszędzie. Ukradnij jedno. Idź do więzienia. Ktoś kradnie takie podstawione i obserwowane auto i ma posprzątane.

Po dotarciu do Whistler na specjalnej mozillowej recepcji odebraliśmy identyfikatory, wybraliśmy restaurację na dzień następny i  sobie koszulki w jednym z wielu wzorów.

7-9 lipca 2010. Mozilla Summit

W Whistler szybko straciłem poczucie czasu. Często zapominałem, jaki mamy dzień tygodnia i jaką mamy datę. I to pomimo, że do pokoju hotelowego co rano dostarczana była codzienna prasa. Możliwe, że wszystko przez to, że impreza była rewelacyjnie zorganizowana. Do tej pory z tak dobrą organizacją spotkałem się tylko na 10 urodzinach RMF-u w Zakopanem.

Maskotki

Zadbano o każdy szczegół. Na potrzeby imprezy graficy stworzyli maskotki – różnokolorowe potworki – z wielookie, długie, grube, wąsate, rogate itd. Pojawiały się na koszulkach, na korytarzach hotelu stały ich kartonowe wersje (niektóre nawet wskazywały drogę), pojawiały się na pocztówkach, które codziennie po powrocie z kolacji znajdywaliśmy na poduszce w pokoju hotelowym (codziennie z innym obrazkiem i tekstem), w ostatnim dniu na imprezie pożegnalnej zobaczyliśmy ludzi, którzy byli za nie przebrani.

Wąsaty z trąbkąWielooki reklamuje Science FairElegant z muszką wskazuje drogę

Sala gier

W hotelu jedna sala przeznaczona była wyłącznie na rozrywkę. Tenis stołowy, Wii, gry planszowe m.in. Osadnicy z Catanu i szachy, coś w czym gra się na instrumentach i śpiewa (pojęcia nie mam, jak to coś się zwie) i chyba jeszcze jakaś jedna konsola.

Boskie jedzenie z całego świata

Śniadania i lunch jadaliśmy na tarasie na ostatnim piętrze, z którego był wspaniały widok na góry. Samo jedzenie było jeszcze lepsze. To jest coś co zawsze będę pamiętał z tej imprezy. Na kolację w pierwszy dzień wszyscy wybrali się do takiej restauracji, jakiej chcieli (hinduska Tandoori w moim wypadku), w drugi dzień trzy sale przeznaczono na kuchnie z różnych kontynentów. Mieliśmy do wyboru europejską, amerykańską i azjatycką. Odwiedziłem tylko salę azjatycką (dalej już nie byłem w stanie), udekorowaną w taki sposób, że od razu wiedziałem gdzie wszedłem. Część potraw było przygotowywanych przez kucharzy na miejscu. Stali z rozgrzanymi na ogniu patelniami w sali konferencyjnej… Trzeciego dnia objadaliśmy się na górze Whistler w Roundhouse Restaurant, do której trzeba było się dostać kolejką gondolową.

Keynotes, czyli WebGL i inne rządzą

Nie podejmuję się opisania wszystkiego. Używając wielkiego skrótu można powiedzieć, że najbardziej entuzjastycznie były przyjmowane wszelkiego rodzaju dema pokazywane w wydaniu beta Firefoksa 4, które pojawiło się, specjalnie na tę imprezę. Dobrze odbierane były nowinki z CSS3, SVG, pomysły, jak można to połączyć z <video/> i <audio/> z HTML5, wykorzystać WebGL i sterować slajdami z innego urządzenia dzięki WebSockets. Furorę zrobił film oparty o ww. technologie, w którym mały samolot latał sobie wśród wieżowców, których oświetlenie zmieniało się w zależności od lecącej w tle muzyki, a reklamy tekstowe na budynkach były odczytane w locie z Twittera. Demoscena ma się dobrze.

Science Fair i World Expo

Pomyślano o tym, że ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co widział na prezentacjach albo wcześniej gdzieś czytał. Na hotelowym korytarzu rozstawiono ok. 60 stolików z monitorami, przy których były prezentowane różności (w tym dema opisane wyżej). Nazwano to Science Fair. Można było sobie podejść do takiego stolika i na spokojnie porozmawiać z zaangażowanymi osobami.

World Expo było czymś w rodzaju prezentacji zespołów lokalizacyjnych Mozilli. Przy tych samych stolikach, co Science Fair, tylko kilka godzin później ludzie z całego świata zachwalali swój kraj lub region i zespół. Jako Aviary.pl też mieliśmy swój stolik, ale przyznam – bez jedzenia, picia i jakichś dodatkowych atrakcji ciężko było się przebić 🙂 Hindusi prezentowali swoje potrawy, Belgowie piwo Leffe, u Japończyków w kimonach można było się uczyć pisać w ich języku. Na stoisku Jordanii czekały katalogi przygotowane przez tamtejszą organizację turystyczną, reklamujące ten kraj, Toni z Katalonii uczył nietypowego sposobu picia wina, a na stoisku USA samą atrakcją był prezentujący, długobrody, wytatuowany harleyowiec, zresztą pracownik Mozilli.

Hinduskie potrawyToni z Katalonii pije wino

Następnym razem przygotujemy się lepiej, żeby nie trzeba było odpowiadać na pytania typu A gdzie jest wódka? 😉

Gondolami na imprezę pożegnalną

Ostatnią częścią tegorocznego Mozilla Summit była wspomniana już impreza na górze Whistler w Roundhouse Restaurant. I tutaj znów Mozilla nie zawiodła. Taras ze wspaniałym widokiem na góry, specjalnie przygotowane mozillowe drinki, doskonałe – jak zawsze – jedzenie, dobry DJ i mnóstwo fluorescencyjnych szali, okularów, kapeluszy.

Ja na pożegnalnej imprezie ubrany w specjalne rekwizyty

I ostatecznie impreza przedłużona o godzinę, a potem zjazd gondolami na dół w całkowitych ciemnościach (nie są oświetlone, bo normalnie kursują do 20, a impreza skończyła się ok. 1 w nocy).

10 lipca 2010. Powrót

O powrocie do domu bym nie wspominał, gdyby nie to, że po raz kolejny byłem pod wrażeniem organizacji. Dwa dni przed wyjazdem przy recepcji pojawił się rozkład jazdy autobusów, (które miały nas zabrać prosto na lotnisko), ułożony wg odlatujących samolotów, z podanymi nazwiskami i numerami lotów, mapą świata ze strefami czasowymi, żeby każdy wiedział co, gdzie i kiedy. Przy wsiadaniu do autobusu upewniono się, że nikt nie zaspał po imprezie. Gdy dotarliśmy autobusem na miejsce – dwie osoby z Mozilli już na nas czekały, tylko po to, by wskazać, w którym kierunku terminalu mamy się udać…

Kategorie
dzieje się Internet Explorer IT przeglądarki internetowe

Internet Explorer 9 z obsługą SVG i XHTML

Myślałem, że na takie cuda przyjdzie nam czekać do wydania dziesiątej wersji. Jednak myliłem się. Microsoft udostępnił testową wersję Internet Explorera 9 z obsługą m.in. SVG i XHTML.

Wersja jest bardzo testowa – prawie wszystkie elementy interfejsu zostały z niej usunięte, chodziło zapewne o pokazanie możliwości nowej wersji silnika Trident.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po uruchomieniu aplikacji – to wejście na stronę Acid3 Test. Wynik? 55 punktów. Nie rzuca na kolana, przy stu (WebKit, Presto) lub prawie stu (Gecko) punktach, ale to jednak duża poprawa w stosunku do 20 punktów w IE8.

Wyniki testu Acid 3 uruchomionego w IE9 (55 punktów na 100 możliwych)

Zerknąłem na szczegóły. Coś mało błędów dot. SVG. Hmm… Czyżby do IE9 dodano obsługę SVG? Tak! Po chwili entuzjazmu zauważyłem, że do obsługi SVG zbliżonej do konkurencji to jeszcze droga daleka, ale ważne, że wreszcie zaczęli.

Dalej mamy kolejną niespodziankę – obsługa XHTML. Wreszcze IE wie co to MIME application/xhtml+xml! Co prawda cały świat zmierza już kierunku HTML5, ale powinno to się przydać. Sprawdziłem na szybko jak z tą obsługą jest. Zrobiłem dwa testy. Pierwszy – czy poradzi sobie z odkodowaniem encji, której opis został dodany do DOCTYPE’a (daje radę) i czy wie jak sobie poradzić w XHTML-u z czymś takim:

<p style="color: black"><span style="color: red" />Ten tekst nie jest czerwony.</p>

No i z tym też sobie poradził.

Do tego dochodzi obsługa własności CSS3: border-radius, opacity, dodano wsparcie dla nowych pseudoklas w rodzaju :nth-last-child(n), HTML5 Selection i inne. Po szczegóły odsyłam na strony Microsoftu, a ja idę ochłonąć.